Był poniedziałek, trzy tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego. Nic
nie zapowiadało niezwykłego dnia. Pogoda także była nudna. Błonia oświetlone w
niemrawym blasku słońca, co rusz chowającego się za szarymi chmurami. Zakazany Las wydawał się w taką pogodę bardziej
niewyrazisty niż niebezpieczny, a korony
jego drzew nie przypominały już strzelistych wieżowców, lecz pochylające się
rzęsy opadających powiek. Trawa jakby straciła swój blask ponownie zalana
cieniem, gdy słońce schowało się za falą nieprzeniknionych chmur.
Jedyną odstającą od rutyny sytuacją (nie licząc kolejnego wybuchu
złości Lily Evans, która obrzuciła Jamesa Pottera najgorszymi przekleństwami,
kiedy ten zaczarował szatę jej przyjaciela, Severusa Snape’a tak, że nie dało
się z niej zmyć brokatu) był dobry humor Judith. Dziewczyna od rana chodziła
uśmiechnięta, cienie pod oczami zaniknęły, po całkowicie przespanej nocy, przez
co policzki nabrały z lekka koloru, okalające je kosmyki ciemnych włosów były
zaczesane w niedbałego koka z tyłu głowy, co było niesamowitym osiągnięciem
biorąc pod uwagę ostatnie fryzury dziewczyny podobne do ptasiego gniazda.
Judith uporczywie wpatrywała się w duży, okrągły zegar z rzymskimi
cyframi wiszący nad tablicą, po której profesor McGonagall wodziła różdżką
tym samym wypisując zagadnienia, jakie uczniowie mają zawrzeć w referacie na
następną lekcję. Jednak dziewczyna nie spojrzała na wypisane punkty, nawet
kiedy nauczycielka posłała jej surowe spojrzenie by czym prędzej zaczęła
pracować.
-Lune.- wypowiedziała głośno profesor McGonagall, a kilkanaście
głów zwróciło się w stronę zdezorientowanej Judith. Dziewczyna zmuszona była
oderwać wzrok od zegara, choć nadal odliczała ostatnie sekundy lekcji. – Nie
sądzę, że jesteś mało uzdolniona magicznie, ale wpatrując się
w zegar jak feniks w gnat na pewno nie przyśpieszysz czasu.
Kilka osób zachichotało. Judith przeniosła pokornie spojrzenie z
surowej twarzy profesor McGonagall na pusty pergamin i zaczęła przepisywać
słowa z tablicy, co jakiś czas zerkając na tarczę.
Dziesięć, dziewięć…
-Animizacja, animagia, dysanimizacja. Właśnie to ma być tematem
waszej pracy…
-Pani profesor można wolniej? Zgubiłam się.
-To kup sobie kompas. Referat oczekuję na…
Jedna z Puchonek zajmująca miejsce obok Judith prychnęła cicho. Napuszone od
wilgoci czającej się w powietrzu, blond włosy opadały jej na zarumienioną
twarz, więc co rusz poprawiała je ruchem drobnej, prawej rączki. Nie zdawała
sobie sprawy, że odgarniając jasne kosmyki, łokciem ciągnęła po dopiero co
napisanym tekście, rozmazując litery. Widać było, że chce utrzymać stereotyp
ambitnej, pracującej Puchonki. Judith pomyślała, że to dobrze, iż nie trafiła
do Hufflepuffu.
Ale była pewna, że to co zrobi na tej przewie nie zasługuje na
miano mądrego czy rozsądnego, czego oczekiwał
od niej Ravenclaw.
Osiem, siedem…
-… na nadchodzący czwartek. Postarajcie się, ponieważ są to łatwe
tematy, sprawdzające waszą wiedzę. Tekst ma być czytelny, zrozumiałeś Tonks?
Ostatnie wypracowanie jakie mi oddałeś powinno zawierać wersję z tłumaczeniem.
Minimum dwie rolki pergaminu.
Sześć, pięć…
-Nie marudźcie, bo zawsze mogę zadać wam więcej. Carrow, może
chciałabyś trzy rolki? Nie? W takim razie przestań mruczeć pod nosem.
Trzy, dwa…
-Spakujcie się, jesteście wolni. Pamiętajcie by opisać zaklęcie
Torverto Transmutative dotyczy ono dysanimizacji. Gdyby ktoś miał pytania
proszę podejść do pokoju nauczycielskiego, tam na pewno mnie znajdziecie.
Jeden!
Judith zerwała się z miejsca rozlewając wokół siebie atrament,
który czarną plamą zalał zapisany przez nią tekst. Przeklęła cicho pod nosem i
upchnęła ociekający ciemnym płynem pergamin do skórzanej torby na ramię, gdzie
poplamił jej podręczniki. Dziewczyna była tak zaaferowana tą przerwą, że nie
zauważyła jak przewraca swoje krzesło i zahaczając o siedzenie sąsiadującej
Puchonki, potyka się. Zanim wybiegła z klasy usłyszała jak profesor McGonagall
za nią woła:
-Lune! Co się z tobą dzisiaj stało?!
Ale ona już lawirowała między chordami uczniów, zmierzając na
schody prowadzące z pierwszego piętra na trzecie. W biegu rozpięła gwałtownie
zamek błyskawiczny skórzanej torby przez co kilka ząbków odpadło, lecz nawet
nie zwróciła na to uwagi, zajęta wyciąganiem poplamionej atramentem łajnobomby.
Kulka nie była zbyt przyjemna w dotyku, tym bardziej, że wytwarzała
niesamowicie cuchnący zapach, który przypominał o wcześniej zjedzonym posiłku.
Jednak zbyt podekscytowana swoją misją Judith w tamtej chwili nie zdawała sobie
sprawy, że lepki przedmiot posiada jakiekolwiek wady.
Przemierzała właśnie biegiem główny korytarz na drugim piętrze,
gdy dostrzegła w grupce chichoczących Gryfonek Caroline. Wyraźnie znudzona
głupimi chichotami dziewczyna na widok Judith uśmiechnęła się radośnie i
zaczęła machać do niej jak poparzona, w celu wyrwania się z towarzystwa. Ale Judith
wyminęła pulchną, powolną Ślizgonkę i popędziła dalej. Przebiegając obok
zawiedzionej Caroline rzuciła tylko:
-Później.
I wbiegła na trzecie piętro.
Tam zahamowała tak gwałtownie, że podążający za nią
pierwszoklasista wpadł na nią i rozmasowując sobie nos wyprzedził ją z
zaczerwienionymi policzkami, najwyraźniej biorąc całą winę na siebie. Niestety Judith
była zbyt zajęta wpatrywaniem się w koniec korytarza by przeprosić chłopca. W
dwóch susach dopadła wielkiego posągu pomarszczonej, jednookiej wiedźmy i
skryła się za nim. Judith wyłowiła wzrokiem swoją ofiarę.
Idealnie ułożone, lśniące od żelu, kruczoczarne włosy zaczesane do
tyłu z kosmykiem nonszalancko opadającym na nos zajmujący miejsce między dwoma
ciemnymi oczami, które stale poruszały się wypatrując Martine Mahoney.
Syriuszowi od dawna podobała się owa Ślizgonka. I jak Slytherinu nienawidził,
tak Ślizgonki uwielbiał za zdeterminowanie oraz ripostę na każde jego słowo.
Ślizgonki było trudno zdobyć, aczkolwiek Syriusz lubił wyzwania, więc gdy tylko
ujrzał lśniące, proste blond włosy oraz zgrabną figurę modelki od razu ruszył w
stronę dziewczyny.
Obejrzał się przez ramię i mrugnął do przyjaciół , na co James
posłał mu szelmowski uśmiech, od razu rozumiejąc jego zamiary. Mieszane
uczucia malowały się Remusowi na zmęczonej twarzy, natomiast Peter wmieszał się w tłum,
by z ukrycia poobserwować jak łatwo przychodzi przyjacielowi podrywanie
dziewczyny jego marzeń. Syriusz wyprostował się, odrzucił włosy do tyłu, poluzował krawat
Gryffindoru oraz przyodział krzywy, chociaż niesamowicie hipnotyzujący uśmiech.
Martine Mahoney uważana była za jedną z najpiękniejszych uczennic, a znana była
z wybredności co do swoich wybranków.
Chłopak wiedział, że jak tylko popełni jakikolwiek błąd, Martine, która
nie miała o nim najlepszego zdania, wyśmieje go. A nie ma nic gorszego dla
szkolnej gwiazdy niż ośmieszenie na głównym korytarzu pełnym ciekawskich
uczniów.
Judith uważnie obserwowała jak Syriusz pewnym krokiem zmierza ku
zerkającej w jego stronę Martine. Wyjęła swoją długą, ponieważ aż trzynastocalową,
ciemną różdżkę. Prawą dłoń zacisnęła na różdżce, a na otwartej lewej położyła
łajnobombę. Nie musiała wymawiać zaklęcia Wingardium
Leviosa, bowiem jej różdżka wykonana z hebanu idealnie nadawała się do
magii niewerbalnej, więc po chwili łajnobomba wzniosła się na kilka cali. Niezauważalna dla uczniów niespoglądających w górę, powoli poszybowała
wysoko nad morzem głów. Judith kątem oka spojrzała na Syriusza. Chłopak
najwyraźniej oczarował swoim urokiem niedostępną Martine, wnioskując po uścisku
dziewczyny na jego krawacie i figlarnym uśmieszku, kiedy szeptała mu coś do
ucha. Judith poczuła krótkie, choć wyraźne ukłucie zazdrości na widok
zainteresowania tak sztuczną dziewczyną, które zniknęło, gdy łajnobomba znalazła
się wysoko, choć centralnie nad głową Syriusza. Przytrzymała przez chwilę
łajnobombę w powietrzu, po czym bardzo skomplikowanym i złożonym ruchem różdżki
uczyniła kulkę łajna niewidzialną.
Wiedziała, że to tylko kwestia czasu, gdy łajnobomba znów stanie
się widoczna, więc wyobrażając sobie linię lotu przedmiotu powoli opuściła ją
do kaptura szaty Syriusza. Nikt z obserwujących parę osób nie zauważył jak
nagle kaptur chłopaka staje się wybrzuszony, gdyż wszyscy byli zajęci
obserwowaniem jak Martine odrzuca do tyłu długie, blond włosy.
Judith spojrzała po raz ostatni na otaczający parę tłum gapiów,
dla których flirt dwójki szkolnych gwiazd był bardzo ciekawy. Uśmiechnęła się łobuzersko.
Zapraszamy na przedstawienie pomyślała.
Martine gwałtownie wypuściła z objęć Syriusza, a na jej twarzy
malowało się obrzydzenie. Zrobiła kilka drobnych kroczków, stukając obcasami
czarnych czółenek o kamienną posadzkę. Zmierzyła chłopaka zimnym spojrzeniem
pełnym kpiny oraz wyższości. Sam Syriusz wydawał się być zdezorientowany i
lekko otumaniony, ale zaraz z jego twarzy dało się odczytać wstręt, jakby ktoś
podsunął mu pod nos przepocony strój do Quidditcha oblany przeterminowanym
sokiem dyniowym. Kilka osób stojących najbliżej chłopaka odsunęło się z odrazą, niektórzy nawet z rozbawieniem
obserwowali jak zmieszany Syriusz stara się znaleźć źródło smrodu. Raptem przez
jego umysł przemknęła myśl o tym co mogła sobie pomyśleć Martine. Od razu
odwrócił się w stronę dziewczyny, ale ta patrzyła na niego z pogardą i zanim
Syriusz zdołał coś powiedzieć, obróciła się i zgrabnie przedarła się przez tłum
rozbawionych uczniów.
-No co, Black? Lunch chyba ci nie służył.- powiedział jeden ze
Ślizgonów, a stojąca za nim grupa ryknęła śmiechem. Stojący w śmiejącym się
tłumie Peter wybiegł do przyjaciela, ze strachem stwierdzając, że znajduje się
w samym centrum zainteresowania. Spojrzał na niego, starając się ukryć jak
bardzo razi go ów smród. Niespodziewanie przez jego wypełniony myślami o
Miodowym Królestwie, łóżku w dormitorium oraz kolacji, umysł przemknął się
jeden, aczkolwiek bardzo ważny fakt.
-Łapo.- powiedział powoli, jakby trawiąc to co właśnie miał dodać.
Syriusz spojrzał na niego z furią w oczach. - Wiesz co tak śmierdzi?
Raptownie z twarzy Syriusza odpłynęła krew.
-Łajnobomby.
Syriusz od razu zabrał się do przeszukiwania kieszeń, ale Peter
odsunął się od niego na bezpieczną odległość. Wiedział co teraz nastąpi. I już
chciał przypomnieć Syriuszowi, jak kończą łajnobomby, ale przypomniał sobie jak
jego przyjaciel flirtował z Martine, jego zauroczeniem od ponad trzech lat.
Zatem cofnął się za chichoczącą grupkę Krukonek i przymknął oczy, gdy usłyszał
donośny huk, a po nim jedno głośne „Ewww!”.
Otworzył panicznie swe małe oczka, by ujrzeć tył Syriusza cały
oblepiony łajnem. W jego kapturze widniała całkiem pokaźna dziura, a do tyłu
perfekcyjnie wypielęgnowanych włosów poprzylepiana była brązowa maź.
Tłum ponownie wybuchnął śmiechem. Syriusz nie wyglądał na
rozbawionego. W jego ciemnych oczach paliło się piekło, a na policzki z
wysokimi kośćmi policzkowymi wpłynęły wielkie, szkarłatne plamy. Jego dłonie o
długich palcach drżały.
-KTO MI TO PODRZUCIŁ?!- krzyk chłopaka przedarł się przez salwy
śmiechu uczniów. Kilkanaście osób zamilkło wpatrując się w furię Syriusza z
przerażeniem. Arystokrata nigdy nie tracił kontroli.
Syriusz spojrzał po twarzach zgromadzonych i pośród morza uczniów
wyłowił jeden chytry uśmieszek. Należał do Judith Lune, dziewczyny z pociągu,
która stała z dala od całego tłumu, spokojna i zadowolona, opierając się
nonszalancko o posąg jednookiej wiedźmy. Na jej twarzy nie było nic na wzór odrazy.
Ich spojrzenia spotkały się na chwilę i choć Syriusz cały dygotał
ze złości w jej wzroku dostrzegł coś na miarę rozbawienia. I jakkolwiek dziwnie
to brzmi, uspokoił się. Nigdy nie widział, a obserwował Judith od ich
pierwszego spotkania, by dziewczyna się uśmiechała. Ona uśmiecha się do mnie,
pomyślał, no, przeze mnie, ale chyba na jedno wychodzi. Na jego wąskie wargi wpłynął
pełen radości uśmiech.
I choć jego włosy były zlepione w strągi, w najlepszej
szkolnej szacie była dziura, jedna z najpiękniejszych uczennic go wystawiła, a
cała szkoła widziała jego poniżenie, uważał, że to wszystko było warte jednego
uśmiechu od tak zimnej osoby, jaką była Judith Lune.
Jejuuuu! Ten cały kawałek z łajnobombą <3 No cieszyłam się jak dziecko, kiedy czytałam akurat ten fragment <3 Cudne <3
OdpowiedzUsuńCzyżby szykował się gorący romans Krukonki z przystojnym i niesamowicie pociągającym Syriuszem? :D Ach! Oby!
snake-being.blogspot.com